W Kętach znaleziono powieszonego księdza. „Seryjny samobójca” w XVII wieku?

„Seryjny samobójca” i jego ofiara w habicie.

W epoce, którą zwykliśmy wspominać przez pryzmat wielkich teologów, świętych i fundatorów, historia czasem odwraca się i odsłania swoje mroczne oblicze XVII-wiecznej Rzeczypospolitej. Oto opowieść o zbrodni, świętości, zacierającej się prawdzie i niezwykłej pamięci, która przetrwała trzy stulecia.

Dziwne samobójstwo

Około 1685 roku Kętami wstrząsnęła tragiczna wieść. Oto na plebanii przy kościele Świętego Krzyża znaleziono wiszącego na „sznurze św. Franciszka” księdza Grzegorza Jana Zdziewojskiego. Dla mieszkańców Kęt samobójstwo duchownego wydawało się co najmniej… dziwne. Zdziewojski był bardzo znanym, żywotnym i szanowanym duchownym. Nic nie wskazywało na to, aby staruszek miał jakiekolwiek powody, by targnąć się na swoje życie. Jednak, jak powiadają, nigdy nie wiadomo, co komu w duszy gra, a co najważniejsze – nie znaleziono dowodów na udział osób trzecich. Uznano zatem księdza za samobójcę i pochowano go w niepoświęconej ziemi. Pewnie do dnia dzisiejszego ks. Zdziewojskiego otaczałaby czarna legenda niesławy, gdyby nie fakt, że kilkanaście lat później Kęty obiegła sensacyjna wieść – w odległym Kaliszu złapano seryjnego mordercę podającego się za wędrownego krawczyka – Klemensa Glassa (vel Glasa), który na torturach wyjawił listę swoich ofiar. Byli nimi głównie duchowni, a wśród nich… ks. Zdziewojski z Kęt. Glass mordował swoje ofiary, a następnie upozorowywał zbrodnię „na samobójstwo”. Pogrzebanego już księdza Zdziewojskiego postanowiono ekshumować i godnie pochować w poświęconej ziemi. Wtedy okazało się, że jego ciało jest w stanie nienaruszonym…

Kim była ofiara mordercy – ksiądz Grzegorz Jan Zdziewojski?

W niewielkiej miejscowości Tłuczań w Małopolsce do dziś stoi piękny, drewniany kościółek z 1664 roku, który od lat jednoczy lokalną społeczność w celu uratowania tej perły architektury drewnianej. Kościółek ten zawdzięcza swoje istnienie ks. Grzegorzowi Janowi Zdziewojskiemu, który był zarazem jedną z ofiar Klemensa Glassa. I tutaj nie lada ciekawostka – okazuje się, że ksiądz Zdziewojski (dzisiaj kompletnie zapomniany) był postacią wybitną – formatu chociażby ks. P. Skargi. I nie jest to porównanie na wyrost. Był poetą, autorem pism religijnych i kazań. Urodzony w 1609 roku w Łasku, w młodości zwiedził Europę. Gruntownie wykształcony na Akademii Krakowskiej oraz w Rzymie – na Uniwersytecie La Sapienza (gdzie zdobył tytuł doktora teologii i filozofii). Po powrocie nie objął wygodnej kanonii, lecz wybrał drogę kapłana wędrownego, oddanego pracy duszpasterskiej i kaznodziejskiej. Jego działalność duchowa była nierozerwalnie związana z aktywnością społeczną i materialną. Pomnażał majątek parafii nie dla siebie, lecz „na chwałę Bożą”. Fundował książki i obrazy, wspierał szkoły, a dochody z probostwa przeznaczał na stypendia dla ubogich studentów Akademii Krakowskiej. Był fundatorem przynajmniej jednej biblioteki oraz kilku dzieł sztuki sakralnej.

Grzegorz Jan Zdziewojski. Fragment obrazu nieznanego autora. Wikipedia, CC BY-SA 4.0
Grzegorz Jan Zdziewojski. Fragment obrazu nieznanego autora. Wikipedia, CC BY-SA 4.0

Nawrócenie 500 kalwinów

Ksiądz Zdziewojski łączył kontemplację z energicznym działaniem – i to w skali, którą dziś określilibyśmy jako wizjonerską. Jednym z najważniejszych epizodów jego życia była misja kontrreformacyjna w Wilamowicach, gdzie potomkowie osadników z Fryzji i Turyngii przyjęli kalwinizm (do dzisiaj zresztą przetrwał język wilamowicki). W ciągu zaledwie czterech lat niestrudzony kaznodzieja nawrócił ok. 500 mieszkańców parafii. Nasuwa się pytanie – jak to zrobił? Niezwykłą energią i pobożnością. Jednym słowem, ksiądz Zdziewojski był znany z serca dla chorych i potrzebujących, i nie skąpił grosza – także na oświatę. Dość wspomnieć, że we wsi Pisarzowice założył bibliotekę dla parafian. Rzecz w XVII wieku raczej niespotykana.

O tym, jak wyglądał ks. Grzegorz Jan Zdziewojski, można się przekonać, zwiedzając pobliską Kalwarię Zebrzydowską. Zachował się tam bowiem jedyny wizerunek duchownego – miniaturowy portret na obrazie św. Jana Kantego, który ks. Zdziewojski ufundował do sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. W dolnym rogu obrazu widnieje postać fundatora w habicie – milczący świadek wieków…

XVII-wieczny „Seryjny samobójca”

O Klemensie Glasie (vel Glassie) – mordercy księdza Zdziewojskiego, podającego się m.in. za wędrownego krawczyka, wiadomo niewiele. Jego nazwisko wskazuje, iż był najprawdopodobniej potomkiem niemieckich osadników. Niewykluczone, że był on nawet mieszkańcem Wilamowic. Ksiądz Zdziewojski najprawdopodobniej znał swojego mordercę, gdyż wpuścił go na plebanię, ale oczywiście nie jest to pewnik. „Ks. Skarga ubogich”, jak określany jest ks. Zdziewojski przez badaczy, znany był ze szczodrego serca. Z powodu wyjątkowej bezczelności (podniesienie ręki na duchownych), powtarzalności, zasięgu (cały kraj) i skali uczynionego zła (liczba ofiar), o zbrodni tej było głośno w całej Rzeczypospolitej. Klemens Glass zamordował księdza Zdziewojskiego w Kętach (gdzie pełnił urząd prebendarza) około 1685 roku, gdy duchowny liczył sobie już ponad 70 lat. Zapewne mordercy łatwiej było pozbawić życia wiekowego już człowieka. Klemens Glas (lub Glass) przez lata pozostawał nieuchwytny, czyniąc ze swego mrocznego procederu wcale dochodowe zajęcie. Na szczęście po kilkunastu latach został złapany w Kaliszu w 1699 roku.

Znak Opatrzności

Zdziewojski spoczął w Kętach, w poświęconej ziemi. Wieść o tym, że podczas ekshumacji okazało się, że duchowny jest w stanie nienaruszonym, rozniosła się daleko poza Kęty. To był pierwszy znak od Opatrzności, ale nie jedyny. W pamiętniku mieszkańca Kęt, Stanisława Jarząbka, możemy przeczytać jego relację po zwiedzeniu piwnicy pod farnym kościołem, otwartej przy okazji wymiany posadzki w 1895 roku. Stanisław Jarząbek zapisał, że zobaczył tam niepoddające się rozkładowi ciało księdza Zdziewojskiego: „Jeszcze w całości trzymane żyłami i manipularz na ręce cały. Pocałowałem w rękę, gdy mi się wydały te relikwie świętymi. Jest takie opowiadanie, że tego księdza miał powiesić sługa, co mu pieniądze odebrał”.

Wydawało się, że wraz z ponownym zamurowaniem wejścia do farnej piwnicy, zamurowana została także pamięć o tak zasłużonym kaznodziei. Na szczęście dla potomnych, pamięć o ks. Zdziewojskim przetrwała dzięki jego dziełom.

Dużą zasługę w zachowaniu pamięci o tym wybitnym człowieku ma Stanisław Osędowski, który barwnie opisał dzieje duchownego po łacinie w dziele „Laury dla Zdziewojskiego”. Pamięć o niezwykłym duchownym kultywuje lokalna społeczność.

W przypadku siedemnastowiecznej historii „seryjnego samobójcy” i jego ofiary nie sposób oprzeć się refleksji, że prawda, nawet głęboko zakopana, choćby w grobie, wcześniej czy później jest w stanie wydobyć się na powierzchnię.

Przewijanie do góry