Powstanie Warszawskie. Dzień drugi: 2 sierpnia 1944 – barykady, modlitwa i krzyk rannych
Warszawa trwała. Po pierwszym dniu walk wciąż tliła się nadzieja, że to tylko początek krótkiego zrywu, który przyniesie szybkie zwycięstwo. Ale drugi dzień przyniósł pierwsze rozczarowania, ciężkie walki i widok, który miał pozostać z miastem na długie tygodnie: barykady, płonące budynki, sanitariuszki ze strachem w oczach i modlitwy w piwnicach.
Wzmocniona obrona, coraz trudniejsze warunki
W nocy z 1 na 2 sierpnia niektóre oddziały musiały się wycofać – m.in. z Żoliborza, Ochoty i Mokotowa. Ponad 5 tysięcy powstańców opuściło pozycje, by schronić się w okolicznych lasach. W mieście pozostali nieliczni. Ale w wielu dzielnicach – zwłaszcza w Śródmieściu, na Woli i Starym Mieście – trwały zacięte walki.
Ważnym punktem oporu stała się elektrownia na Powiślu, zdobyta dzień wcześniej. Dzięki niej walcząca Warszawa miała prąd – dla szpitali, kuchni, sztabów i drukarni powstańczych gazet. 2 sierpnia kontynuowano oczyszczanie kompleksu z niemieckich resztek, zabezpieczano instalacje i prowadzono improwizowane remonty. Elektrownia stała się jednym z kluczowych punktów na mapie powstańczej stolicy.
Walki o PAST-ę – symbol siły i tragedii
Tego dnia ruszyły zaciekłe próby zdobycia gmachu Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej przy ul. Zielnej. Niemcy zamienili ten budynek – drugi najwyższy w Warszawie – w doskonale umocniony punkt ogniowy. Strzelcy z górnych pięter i strzelec wyborowy na dachu prowadzili ostrzał na dalekie dystanse, skutecznie paraliżując ruch powstańców. Próby zdobycia PAST-y zakończyły się 2 sierpnia niepowodzeniem, ale były sygnałem, że Powstańcy nie zamierzają odpuścić.
Wola – barykady i pierwsze zbrodnie
Na Woli sytuacja była dramatyczna. Oddziały niemieckie rozpoczęły koncentrację sił. Pojawiły się pierwsze sygnały o brutalnym traktowaniu ludności cywilnej. Barykady zamieniały się w punkty śmierci – ostrzeliwane z broni maszynowej, czołgów i miotaczy ognia. Mimo to, powstańcy zdołali utrzymać część pozycji, a zdobyte wcześniej magazyny broni i umundurowania nadal zasilały linie frontu.
Nadzieja i opór
Choć sytuacja militarna była coraz trudniejsza, w mieście wciąż panował duch oporu. Ludzie – mimo wybuchów, ostrzałów i pożarów – nie tracili wiary. Z piwnic wychodzili lekarze, wolontariusze, księża, którzy organizowali pomoc rannym. Na murach pojawiały się napisy: „Jeszcze Polska nie zginęła”. W wielu dzielnicach odbywały się potajemne msze. Modlitwy mieszały się z dźwiękiem karabinów. Warszawa wciąż walczyła.
Ci, którzy nie doczekali świtu
W drugim dniu Powstania Warszawskiego zginęli ludzie, którzy jeszcze chwilę wcześniej pomagali rannym, nieśli meldunki, krzyczeli do innych „Padnij!”. Wśród nich byli poeci, duchowni, sportowcy, harcerze. Nie wszyscy zginęli na barykadzie – niektórzy zostali trafieni przypadkowo, inni – w czasie udzielania pomocy cywilom.
Tego dnia zginęli m.in.:
- Krystyna Krahelska – poetka, sanitariuszka, autorka „Hej chłopcy, bagnet na broń”
- Irena Bredel – łączniczka i minerka Armii Krajowej
- Dorota Łempicka, Danuta Stefańska – młode sanitariuszki
- Władysław Wiącek i Edward Kosibowicz – duchowni, którzy zostali z ludźmi mimo niebezpieczeństwa
- Janusz Gorczykowski, Jerzy Ossowski, Iwo Rygiel, Ryszard Szuppe, Kazimierz Pogorzelski – harcerze, instruktorzy, prawnicy, ochotnicy
- Władysław Ignacy Zamoyski – hrabia, podporucznik AK
- Józef Włodek – prezydent Grudziądza, który po latach pracy samorządowej zginął z bronią w ręku
- Gustaw Nachajski, Wacława Potemkowska, Józef Rożniecki – duchowny, nauczycielka, polityk – dziś niemal zapomniani, ale zasługujący na pamięć
Ich śmierć to nie tylko liczby w meldunkach. To dramaty, które przerywały życia, pasje, powołania. Każde z tych nazwisk to osobna historia – i dowód na to, że Warszawa naprawdę walczyła całą sobą.
