Pierwsze medale Polski na igrzyskach – i Mazurek Dąbrowskiego, który wzruszył tłumy

27 lipca 1924 roku to data, którą każdy kibic powinien znać. Tego dnia Polska po raz pierwszy stanęła na olimpijskim podium. Nie jeden raz, a dwa. Srebro zdobyli kolarze torowi, a brąz jeździec Adam Królikiewicz. I choć Mazurek Dąbrowskiego nie powinien wtedy zabrzmieć – zabrzmiał. Nieoficjalnie. Ale z dumą.
Gorzki początek i wielki finał
Na Letnie Igrzyska Olimpijskie w Paryżu Polska wysłała 81 sportowców. Wiele zawdzięczano zbiórce publicznej, bo państwo było młode i biedne. Ale mimo ambicji – przez ponad dwa miesiące z Paryża docierały głównie złe wieści. Boks, wioślarstwo, strzelectwo, lekkoatletyka… bez sukcesów. Piłkarze przegrali 0:5 z Węgrami, a najlepszym wynikiem mogło się pochwalić… siódme miejsce zapaśnika Wacława Okulicza-Kozaryna.

I gdy wydawało się, że biało-czerwoni wrócą z pustymi rękami, przyszedł 27 lipca. Najpierw niespodziewanie błysnęli kolarze: Józef Lange, Jan Łazarski, Tomasz Stankiewicz i Franciszek Szymczyk w półfinale pokonali faworytów z Francji. W finale, choć ulegli Włochom, zdobyli srebrny medal. W tym samym czasie w Colombes porucznik Adam Królikiewicz na koniu Picador sięgnął po brąz w konkursie skoków przez przeszkody.

Kto był pierwszy?
Choć obie dekoracje odbyły się niemal równocześnie – dokładnej kolejności do dziś nie ustalono. Jak mówi historyk sportu dr hab. Robert Gawkowski, to mogły być różnice minutowe, ale… „Na ich podstawie nie można tego rozstrzygnąć”. Kolarze startowali w Vincennes, jeźdźcy – w Colombes. Dwa miejsca oddalone o 32 kilometry, ale połączone na zawsze w historii polskiego sportu.
Jedno jest pewne – oba te sukcesy napełniły dumą rodaków i były symbolem narodzin polskiej obecności na olimpijskich salonach.
Mazurek, który wzruszył tłumy
Złotego medalu jeszcze nie było, ale… orkiestra zagrała „Mazurek Dąbrowskiego”. Oficjalnie – nie powinna. Nie dla srebra. A jednak – zagrała.
Na welodromie w Vincennes panowała podniosła atmosfera. Włoscy kolarze świętowali zwycięstwo, orkiestra odegrała ich hymn. Wtedy, ku zaskoczeniu wszystkich – także samych Polaków – z głośników popłynęła dobrze znana melodia. Mazurek Dąbrowskiego. Nie figurował w protokole, nie był przewidziany dla srebrnych medalistów. A mimo to zabrzmiał.
Jak pisał naoczny świadek, dziennikarz Tadeusz Grabowski:
„Stajemy jak wryci ze zdumienia. Rozlega się rześka melodia ukochanego Mazurka Dąbrowskiego! (…) Wojtkiewicz ociera łzy z policzków, ja pozwalam swoim swobodnie spływać po twarzy…”
To był gest organizatorów, być może przypadek, może wzruszenie tłumu… Ale dla obecnych Polaków – bezcenne. Po raz pierwszy na igrzyskach olimpijskich zabrzmiał hymn niepodległej Polski. Cztery lata wcześniej, niż powszechnie się sądzi. I choć nie było złota, było coś więcej – poczucie, że Polska naprawdę wróciła na mapę świata.
Ciekawostka na koniec
Jeden z bohaterów tamtego dnia – Tomasz Stankiewicz – nie dożył starości. Zginął rozstrzelany przez Niemców 21 czerwca 1940 roku w Palmirach. Razem z nim zamordowano m.in. marszałka Sejmu Macieja Rataja i mistrza olimpijskiego Janusza Kusocińskiego. Medal, który zdobył w 1924 roku, do dziś przypomina, że historia sportu i historia Polski są ze sobą boleśnie splecione.