Francis Gary Powers – człowiek z „Mostu szpiegów” i lot, który zmienił bieg zimnej wojny
Stratosfera nie wybacza błędów, a Związek Radziecki – tym bardziej. Kiedy Amerykanin Francis Gary Powers spadł z nieba 1 maja 1960 roku, runął też mit o nietykalności USA. Jego samego natomiast czekało prawie dwa lata w celi, oskarżenia o tchórzostwo i… druga szansa na życie.
Lot, który miał się nie zdarzyć
Francis Gary Powers był kandydatem idealnym: zdyscyplinowany, doświadczony, gotowy latać nad wrogim terytorium na wysokości ponad 20 kilometrów. Lockheed U-2 – samolot, który pilotował – miał być zbyt wysoko, by radzieckie rakiety mogły go dosięgnąć. Tego dnia jednak coś poszło nie tak.
1 maja 1960 roku jego maszyna została zestrzelona nad Uralem przez rakietę ziemia–powietrze. Powers cudem przeżył i wylądował na spadochronie. Zamiast zginąć – co, jak się mówiło, CIA uznałaby za „czystsze rozwiązanie” – trafił prosto do sowieckiego więzienia. Dla świata była to sensacja, a dla dyplomacji USA, prawdziwa katastrofa.
Bohater czy zdrajca?
Gdy USA dowiedziały się o zestrzeleniu, próbowały mydlić oczy światu: że to tylko samolot meteorologiczny, że pilot zabłądził. Problem w tym, że Sowieci mieli coś więcej niż wrak – mieli Powersa żywego i mówiącego.
Amerykanie nie wiedzieli, jak go ocenić. Nie zginął, nie zniszczył sprzętu, nie użył ukrytej trucizny w srebrnym dolarze zawieszonym na szyi. Przetrwał – i, co istotne, nie zdradził najważniejszych tajemnic. Ale po powrocie do kraju, w ramach wymiany za radzieckiego szpiega Rudolfa Abla, nie czekały na niego fanfary, lecz podejrzenia. W oczach wielu nie pasował do hollywoodzkiego wzoru bohatera.
Drugie życie w cieniu
Po powrocie do Stanów próbował zacząć od nowa. Pracował jako pilot testowy w Lockheedzie, napisał wspomnienia, potem został lotniczym reporterem telewizyjnym. Przeżył zimnowojenną grę nerwów, brutalne przesłuchania i samotność więziennej celi. Zginął… w czasie rutynowego lotu helikopterem nad Los Angeles. Zabrakło mu paliwa – dosłownie kilka kilometrów przed lądowaniem.
Dopiero wiele lat po jego śmierci Ameryka spojrzała na niego inaczej. Przyznano mu pośmiertnie Srebrną Gwiazdę i inne odznaczenia. Historia pokazała, że był lojalny – choć nie był idealny. A może właśnie dlatego był prawdziwy.
Ciekawostka na koniec
W 2015 roku historia Powersa znów trafiła na ekrany – w filmie Bridge of Spies („Most szpiegów”) z Tomem Hanksem w roli negocjatora. Pilota zagrał Austin Stowell, a jego wymiana na Moście Glienicke stała się symbolem największej partii szachów w dziejach – zimnej wojny.
Ale to nie wszystko. Choć trudno w to uwierzyć, słynna komediowa seria „Austin Powers” z Mike’em Myersem również zawiera subtelne nawiązanie do Gary’ego Powersa. Nazwisko głównego bohatera – przerysowanego szpiega z lat 60. – to celowa gra słów inspirowana nazwiskiem pilota U-2. W ten sposób prawdziwa postać zimnej wojny stała się częścią popkulturowej satyry na świat szpiegów.
