Bruce Lee i klątwa smoka: jak ojciec i syn zginęli w tajemniczych okolicznościach

Bruce Lee był geniuszem ciała i rewolucjonistą kina. Ale to nie ciosy uczyniły z niego legendę — tylko niewyjaśniona śmierć, która do dziś budzi pytania.
Dwadzieścia lat później zginął jego syn Brandon — równie nagle, równie dziwnie.
Dwa dramaty. Jeden mit. Klątwa smoka?
„Nie boję się człowieka, który ćwiczył 10 tysięcy kopnięć po jednym razie. Boję się człowieka, który ćwiczył jedno kopnięcie 10 tysięcy razy.”
— Bruce Lee
Nadczłowiek, który zniknął z dnia na dzień
20 lipca 1973 roku Bruce Lee miał spotkać się na kolacji z aktorem George’em Lazenbym. Nie dotarł.
Znalazła go nieprzytomnego Betty Ting Pei, aktorka i jego współpracowniczka, w swoim apartamencie w Hongkongu. Wezwany lekarz próbował go ocucić, bezskutecznie. Bruce Lee został przewieziony do szpitala, gdzie oficjalnie stwierdzono zgon. Miał zaledwie 32 lata.
Diagnoza? Obrzęk mózgu, wywołany reakcją na lek przeciwbólowy Equagesic, zawierający m.in. meprobamat – popularny środek uspokajający.
Ale od początku wokół tej śmierci było zbyt wiele dziwnych elementów.
Co się nie zgadzało?
Bruce wcześniej miał już atak – 10 maja 1973 roku trafił do szpitala z identycznymi objawami: bóle głowy, utrata przytomności. Wtedy lekarze uratowali mu życie.
W dniu śmierci było nienaturalnie gorąco, a Lee miał… usunięte gruczoły potowe pod pachami. Chciał uniknąć śladów potu na ekranie. Czy jego organizm się przegrzał?
Bruce był w świetnej formie fizycznej. Trenował niemal obsesyjnie, stosował suplementy, zdrowo jadł. Zgon w takiej sytuacji wydaje się… niepokojący.
Teorie spiskowe: kto zabił Smoka?
Zaraz po jego śmierci narodziły się dziesiątki teorii spiskowych. Oto najpopularniejsze:
1. Triady
W latach 70. nad filmowym światem Hongkongu cień rzucały triady – lokalne mafie, które wymuszały opłaty za „ochronę” od ludzi z branży.
Według jednej z teorii, Bruce Lee odmówił im współpracy. Chciał być niezależny, kręcić filmy po swojemu i nie dzielić się zyskami z przestępcami.
Mówi się, że dostał ostrzeżenie, którego nie potraktował poważnie — a jego nagła śmierć miała być mafijną karą za nieposłuszeństwo.
Nie ma na to dowodów, ale ta wersja powraca niezmiennie od lat. Bo kiedy pieniądze, władza i bunt spotykają się na planie filmowym — rodzą się legendy.
2. Zemsta środowiska sztuk walki
Bruce Lee złamał niepisaną zasadę obowiązującą w tamtym czasie w Chinach: zaczął uczyć sztuk walki ludzi spoza chińskiej społeczności – Amerykanów, Europejczyków, każdego, kto był chętny.
To nie spodobało się tradycyjnym mistrzom kung-fu, którzy uważali, że taka wiedza powinna pozostać tajemnicą. Niektórzy twierdzili, że Bruce został ukarany za tę „zdradę” — być może przez ludzi z tego środowiska.
3. Przedawkowanie narkotyków
W 2021 roku ujawniono serię prywatnych listów Bruce’a Lee do znajomego aktora Roberta Bakera. W korespondencji Lee miał prosić o przesyłki zawierające m.in. LSD, kokainę, psylocybinę i środki przeciwbólowe.
To odkrycie rzuciło nowe światło na jego nagłą śmierć. Choć nigdy oficjalnie nie potwierdzono, że Lee był uzależniony, niektórzy badacze zaczęli spekulować, że mieszanka silnych substancji mogła przeciążyć jego organizm i przyczynić się do śmiertelnego obrzęku mózgu.
Czy to była chwila słabości, eksperymenty z granicami wytrzymałości, czy może tylko potrzeba ulgi po intensywnych treningach i zdjęciach?
4. Zabiła go… woda?
W 2022 r. badacze z „Clinical Kidney Journal” ogłosili nową teorię: hiponatremia, czyli zaburzenie poziomu sodu we krwi spowodowane… wypiciem zbyt dużej ilości wody. Ich zdaniem Bruce pił obsesyjnie dużo płynów, co mogło doprowadzić do fatalnego obrzęku mózgu.
5. Zemsta mnichów z klasztoru Shaolin
Według jednej z miejskich legend Bruce Lee zapłacił życiem za to, że ujawnił światu sekrety kung-fu, które przez wieki były zarezerwowane tylko dla wybranych. Mieli go za to ukarać mnisi z klasztoru Shaolin, używając tajemnego ciosu zwanego „wibrującą pięścią” – techniki, która miała zatrzymać pracę serca z kilkusekundowym opóźnieniem. Brzmi jak scenariusz filmu? Może. Ale legenda ta do dziś żyje wśród fanów.
I wtedy historia się powtórzyła
Brandon Lee był aktorem, miał zaledwie 28 lat i właśnie kończył zdjęcia do filmu „Kruk”. Miał być to jego wielki przełom – własne „Wejście Smoka”.
31 marca 1993 roku, podczas kręcenia sceny strzelaniny, doszło do tragicznego wypadku. Broń, która miała być załadowana tylko ślepym nabojem, niespodziewanie wystrzeliła prawdziwy pocisk. W lufie został wcześniej fragment amunicji z poprzednich ujęć, którego nikt nie zauważył. Gdy padł strzał, ten fragment został wypchnięty z siłą prawdziwego naboju.
Brandon został poważnie ranny i zmarł kilka godzin później w szpitalu.
Hollywood zamarło. Media na całym świecie znów pisały o „klątwie Bruce’a Lee”, która miała dosięgnąć również jego syna.
Groby obok siebie. I to samo pytanie
Ojciec i syn spoczywają obok siebie na cmentarzu Lake View w Seattle. Ich życie łączyły nie tylko geny i talent. Łączyła ich śmierć. Przedwczesna, niezrozumiała, w świetle reflektorów. Z dala od ulic, które uczyniły ich legendami.

Czy zginęli przez przypadek? Czy przez swoje wybory? A może rzeczywiście istnieje coś, czego logika nie potrafi ogarnąć?
Ciekawostki na koniec
- Na kilka dni przed śmiercią Bruce powiedział:
„Jeśli umrę dzisiaj, to umrę bez żalu, bo zrobiłem wszystko, co chciałem.” - Brandon Lee zginął w scenie, w której jego postać… umiera od strzału z pistoletu.
- Na planie filmu „Kruk” podobno miały miejsce dziwne wypadki, a ekipa czuła się „przeklęta”. To jednak temat na osobny wpis.