Co naprawdę działo się na planie „Pół żartem, pół serio”?

Co naprawdę działo się na planie „Pół żartem, pół serio”?

W historii kina mamy filmy, które zapadają w pamięć nie tylko dzięki swojej fabule, ale również przez fascynujące kulisy ich powstawania – zwłaszcza gdy na planie spotykają się takie gwiazdy jak Marilyn Monroe, Tony Curtis i Jack Lemmon. Jednym z takich dzieł jest „Pół żartem, pół serio” („Some Like It Hot”) z 1959 roku, wyreżyserowane przez Billy’ego Wildera. To nie tylko komedia wszech czasów, lecz także film, którego tworzenie było pełne wyzwań, zaskoczeń i małych cudów organizacyjnych.

Inspiracje i geneza

Pomysł na film zrodził się z francuskiego scenariusza „Fanfare miłości” z 1935 roku, który zainspirował Wildera oraz jego współscenarzystę I.A.L. Diamonda. Ponieważ oryginalny scenariusz zaginął, sięgnięto po niemiecki remake z 1951 roku. Wilder, znany z perfekcjonizmu, wykorzystał jedynie zarys historii o dwóch muzykach w przebraniu, uzupełniając ją własną wizją, pełną gangsterskiego napięcia i subtelnego humoru.

Casting: od Mitzi Gaynor do Marilyn Monroe

Początkowo planowano obsadzić w głównej roli żeńskiej Mitzi Gaynor – aktorkę znaną z musicali. Wszystko się zmieniło, gdy do projektu zgłosiła zainteresowanie sama Marilyn Monroe. Choć producenci ostrzegali Wildera przed współpracą z gwiazdą uchodzącą za kapryśną i niepunktualną, reżyser nie miał złudzeń: jej ekranowy magnetyzm był nie do podrobienia. Mimo wcześniejszych doświadczeń przy „Słomianym wdowcu”, Wilder zaryzykował – i wygrał.

Tony Curtis został wypatrzony przez Wildera jeszcze podczas zdjęć do „Houdiniego” i od razu uznał go za idealnego kandydata do roli Joego. Aktor nie tylko miał urodę amanta, ale też świetne wyczucie komediowe. Co ciekawe, pierwotnie do roli Jerry’ego rozważano Franka Sinatrę, Jerry’ego Lewisa, a nawet Danny’ego Kaye’a. Lewis miał ponoć odmówić z powodu niechęci do grania w przebraniu kobiecym – czego później żałował.

Finalnie wybór padł na Jacka Lemmona, którego Wilder zauważył w komedii „Operation Mad Ball”. Lemmon wniósł do filmu energię, lekkość i doskonałe wyczucie rytmu – idealne do komediowej pary z Curtisem. Ich kreacje jako Josephine i Daphne przeszły do historii jako jedne z najbardziej brawurowych ról w amerykańskiej komedii.

Marilyn na planie: 47 dubli dla jednego zdania

Zdjęcia ruszyły latem 1958 roku w Kalifornii, a wiele scen kręcono w Hotelu del Coronado, który posłużył za fikcyjny Seminole Ritz w Miami. Praca na planie z Marilyn była prawdziwym wyzwaniem. Jej problemy z koncentracją, opóźnienia i uzależnienie od leków sprawiały, że niektóre sceny trzeba było powtarzać nawet kilkadziesiąt razy.

Tony Curtis wspominał, że kwestia „To ja, Sugar” wymagała 47 dubli. Aktorzy zakładali się między sobą o to, ile razy Monroe będzie musiała powtarzać scenę. Reżyser, choć sfrustrowany, potrafił przyznać, że efekt końcowy – jej naturalność i urok – był wart każdej dodatkowej godziny na planie.

Billy Wilder i Marilyn Monroe podczas kręcenia sceny wymagającej 47 ujęć
Billy Wilder i Marilyn Monroe podczas kręcenia sceny wymagającej 47 ujęć.

Kolor? Nie, dziękuję.

Choć Monroe miała w kontrakcie zapis o filmach kolorowych, ostatecznie „Pół żartem, pół serio” nakręcono w czerni i bieli. Wszystko przez to, że makijaż Curtisowi i Lemmonowi w wersji kolorowej nadawał upiornego wyglądu. Po obejrzeniu próbnych ujęć Marilyn zgodziła się na zmianę, co ostatecznie podkreśliło retro klimat i elegancję produkcji.

„Cóż, nikt nie jest doskonały” – puenta, która stała się legendą

Billy Wilder słynął z chirurgicznej precyzji w pisaniu scenariuszy – każdy dialog był szlifowany, każda puenta ważyła tyle, co cała scena. Ikoniczna kwestia Osgooda Fieldinga III – „Cóż, nikt nie jest doskonały” („Well, nobody’s perfect”) – pierwotnie została wpisana do scenariusza jako żart tymczasowy, który miał zostać zastąpiony czymś lepszym. Przez cały okres zdjęciowy Wilder i Diamond próbowali wymyślić inną pointę, ale żadna z propozycji nie dorównywała tej z pozoru prostej linijce. Ostatecznie postanowili ją zostawić – i to właśnie ona przeszła do historii.

Publiczność reagowała na tę kwestię salwami śmiechu – jak wspominał historyk filmu Foster Hirsch, podczas jednej z premier w Grauman’s Chinese Theatre śmiech widzów był tak intensywny i długotrwały, że zagłuszył końcowe nuty ścieżki dźwiękowej. Linijka ta nie tylko idealnie podsumowuje szaloną fabułę filmu, ale też w subtelny sposób zamyka opowieść o akceptacji, tożsamości i ludzkiej niedoskonałości.

Sukces mimo trudności

Film odniósł ogromny sukces – zarówno artystyczny, jak i komercyjny. Zdobył sześć nominacji do Oscara, z czego wygrał za najlepsze kostiumy. W 1989 roku został wpisany do Narodowego Rejestru Filmowego USA jako dzieło kulturowo i historycznie znaczące.

Współpraca z Monroe mogła przyprawiać o ból głowy, ale Billy Wilder ujął to najlepiej: „Moja ciotka Minnie zawsze byłaby punktualna i nie opóźniałaby zdjęć, ale kto chciałby oglądać film z moją ciotką Minnie?”.

Jeśli zaciekawiła Cię ta historia, zajrzyj do działu Historia Kina na naszym portalu. Znajdziesz tam więcej ciekawostek, anegdot i opowieści z planów kultowych filmów. Sprawdź też naszą stronę główną – czeka tam wiele artykułów o historii, kulturze i niezwykłych wydarzeniach z przeszłości.

 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top